Niekosztowne_kosztowanie_pasek

Niekosztowne_kosztowanie_pasek

15 sierpnia 2014

Po wiedeńsku - czyli weekend w Wiedniu

Pomysłu na zwiedzenie Wiednia nie było, tak o po prostu bo blisko, bo tanio bo urlopu w pracy brać nie trzeba. Taki mały wypad za miasto. Jedni maja ogródek działkowy a my w lipcowy weekend mieliśmy Wiedeń. Zatem zapraszam na nasz nieśpieszny, żeby nie napisać leniwy spacer po Wiedniu i odkrywanie wiedeńskiej sztuki delektowania się życiem.

Z cyklu to co koniecznie trzeba zobaczyć, czyli Zamek Schonbrunn i otaczający go park. Idealne miejsce na poranną kawę lub jogging. Wizyta w letniej rezydencji cesarzowej Sisi, najlepiej smakuje z rana, gdy całe miasto jeszcze śpi, można się wtedy poczuć Panią/Panem na włościach. :)
Niecodziennym widokiem dla nas był Kościół św. Karola Boromeusza, a dokładniej otaczający go plac. Takiego połączenia sacrum z profanum, nie można spotkać zbyt często, szczególnie w Polsce. Przed jedną z najpiękniejszych barokowych budowli Europy, nota bene kościołem, miejscem spokoju, modlitwy i zadumy rozstawione zostały żółte namioty piwne. Porozrzucane wszędzie puszki sugerowały na niezłą imprezkę dnia poprzedniego i tak też zapewne było. Na placu Karola od 24 do 27 lipca odbywał się Popfest, czyli festiwal innowacyjnej muzyki pop austriackich muzyków i zespołów. Impreza cykliczna, mająca swój debiut w roku 2010, sponsorowana przez Rządowy Departament Kultury. U nas chyba takie coś by nie przeszło?
Targ Naschmarkt, to miejsce, które koniecznie musicie odwiedzić podczas nawet najkrótszego pobytu w Wiedniu. Dawniej w tym miejscu przecinały się dwa szlaki handlowe dające początek targowi Aschenmarkt, który w XIX wieku zmienił nazwę na Naschmarkt. Nazwa ta pochodzi od słowa naschen, czyli podjadać.  Miejsce to pozwala przenieść się odwiedzającym w najbardziej egzotyczne zakątki świata. Mamy możliwość zakosztowania w indyjskich herbatach, przyprawach w najcudowniejszych barwach, gigantycznych oliwkach, owocach morza, a to dopiero początek. Zapuszczając się w głąb targu nasz wzrok przyciągają dojrzałe owoce i warzywa, których nie mamy możliwości kupienia w naszych zieleniakach :) To także doskonały punkt na wyłowienie pięknego pamiątkowego magnesu na lodówkę lub innego suweniru dla bliskich. Punkty gastronomiczne znajdujące się na targu również kuszą do wstąpienia, jednak nie jest to najtańsza przyjemność. 
Targ podjadania znajdujący się między ulicami Linke Wienzeile i Rechte Wienzeile, otwarty jest codziennie od rana do godzin popołudniowych, a około 120 stoisk pozwoli każdemu na znalezienie czegoś dla siebie. Skoro mowa o jedzeniu to pora na obiad i tym razem nie mieliśmy z wyborem problemu, choć przyznać należy, że był on dość daleki od wiedeńskiego klimatu. Słyszeliście zapewne o restauracjach typu "jesz ile chcesz" ale o miejscu, w którym jesz ile chcesz i płacisz ile chcesz, to pewnie już nie. My też nie, więc koniecznie musieliśmy w tej idei zakosztować. Ale zanim zjemy obiad jeszcze przez chwilę napawamy się targiem i kamienicami tworzącymi jego tło.
Der Wiener Deewan, bo tak nazywa się owa pakistańska innowacyjna restauracja znajduje się na przy ulicy Liechtensteinstrasse 10. Nie jest to wykwintne miejsce, przypomina raczej bar a może stołówkę ale w środku jest czysto, wesoło a przede wszystkim pachnąco. Restauracja cieszy się dużym zainteresowaniem szczególnie wśród studentów oraz  turystów, dla których stanowi ciekawostkę. Serwowane potrawy to tradycyjne dania pakistańskie, zarówno mięsne jak i wegetariańskie a do tego desery. Warto tam wpaść na pyszne curry, soczewicę oraz mleczne desery. Wspaniała przygoda z kuchnią pakistańską. A co do ceny to każdy płaci tyle ile uważa za słuszne, ale warto docenić pracę kucharzy, bo gotują pysznie. 
I teraz to co najlepsze po pysznym obiedzie, czyli drzemka. W Wiedniu jest około 280 parków i ogrodów, z których kilkanaście oferuje komfortowe miejsca dla spragnionych odpoczynku. Jednym z nich jest park znajdujący się w centrum  miasta, u stóp Votivkirche. Wygodne leżaki dostępne dla wszystkich bezpłatnie aż kuszą, żeby się na nich położyć, dać odpocząć stopom na zielonej trawie, a oczy radować widokiem neogotyckiego kościoła z XIX wieku, który według mnie w niczym nie ustępuje najsławniejszej katedrze Wiednia, czyli Katedrze św. Szczepana.

Duma i jeden z symboli miasta wznosi się pośrodku Stephansplatz w sercu najstarszej części stolicy Austrii. Katedra należy do największych świątyń europejskich, jej całkowita długość wynosi 107 metrów, zaś szerokość 34 metrów. Obecna katedra jest trzecią świątynią znajdującą się w tym miejscu. Z pierwszej zachowały się jedynie relikty w podziemiach obecnej katedry, z drugiej zachowała się częściowo fasada zachodnia. Miejsce przy którym gromadzą się tłumy turystów, otoczone jest licznymi kawiarniami z pyszną kawą i deserami. 
Hundertwasserhausm, czyli wiedeński krzywy dom, nazwany od nazwiska twórcy projektu Friedensreicha Hundertwassera, wybudowany między ulicami Kegelgasse i Löwengasse, stanowi kolejną atrakcję Wiednia. Dla jednych może i obiekt ciekawy, nawet pokuszę się o słowo piękny, arcydzieło z połowy lat osiemdziesiątych XX wieku, na mnie jednak nie wywarł dużego wrażenia. Smaczkiem tej budowli jest fakt, że stanowi obiekt mieszkalny, przez co nie ma niestety możliwości zwiedzania jego wnętrza. Myślą przewodnia dzieła było zniesienie bariery między naturą i ludzkości, a narzędziem, które miało zapewnić dialog między człowiekiem a florą było posadzenie na tarasach, balkonach, ścianach budynku 250 drzew i krzewów. Czy cel został osiągnięty? Ja mam pewne wątpliwości ale może...Budynek kosztował 6 milionów euro, a w jego skład wchodzi 50 mieszkań oraz kilka pomieszczeń usługowych między innymi restauracje, kawiarnie i praktyka lekarska (chyba nie psychiatry;)) Pan Hundertwasser nie przyjął wynagrodzenia za wykonany projekt, twierdząc, że dla niego największą zapłatą jest fakt, że w tym miejscu nie powstał budynek, który byłaby brzydki. Hmm czy aby na pewno?
Jeżeli chcielibyście choć na chwilę poczuć się dziećmi i to w dobrym stylu to koniecznie musicie odwiedzić wesołe miasteczko, którego symbol dumnie widać już z oddali. Diabelski młyn stanowi zaproszenie do zabawy ale nie tylko, gdyż z racji bardzo wolnego poruszania się umożliwia również podziwianie panoramy Wiednia. Nie wiem jak wy ale ja uwielbiam parki rozrywki, ich klimat, smak waty cukrowej i zapach popcornu. Wszystko to pozwala choć na chwilę zapomnieć o metryczce i cieszyć się z jazdy samochodzikiem, wygraną na strzelnicy lub uczuciem "żołądka w gardle" podczas zjazdu na roller coaster.
Wesołe miasteczko stanowi jedną z najbardziej rozpoznawalnych atrakcji Wiednia i uważane jest za najstarszy park rozrywki na świecie. Prater bo taka jest jego właściwa nazwa dostępny jest dla odwiedzających od marca do października. Nazwa Prater pochodzi od łacińskiego słowa pratum i oznacza łąki. Łąki,  które dawniej stanowiły tereny łowieckie Habsburgów, zostały udostępnione w celach publicznych od 1700 roku. Infrastruktura parku jest bardzo dobrze rozwinięta, a stanowią ją nie tylko huśtawki, karuzele ale i liczne kawiarnie, restauracje oraz bary szybkiej obsługi. Osoby, które chętnie robią sobie zdjęcia ze znanymi celebrytami park zaprasza do gabinetu figur woskowych Madame Tussauds. Miasteczko musi wyglądać rewelacyjnie w nocy, oświetlone tęczą kolorów, nam tego nie było dane zobaczyć ale może Wam się to uda.
Dla wyrównania emocji po zabawie na karuzelach, doskonałym pomysłem jest poznania również też zielonej strony Prateru, który zawierzając magazynowi Focus należy do jednego z dziesięciu najpiękniejszych parków miejskich na świecie. Czy tak jest na prawdę, koniecznie musicie przekonać się sami, ja mogę jedynie nadmienić, że trawka tam jest wyjątkowo zielona, pachnąca i wygodna ;). Drogę powrotną z wesołego miasteczka w stronę centrum urozmaicają liczne murale.

Wiedeń wywarł na mnie duże wrażenie nie tylko z powodu pięknych barokowych budowli, wspaniałych kościołów, które towarzyszą ludziom w chwilach zadumy i modlitwy ale także w zabawie i radości przy muzyce, jednak to co zapamiętam z Wiednia przede wszystkim, to nieograniczone zaufanie do ludzi. Przykładem wiary w ludzką dobroć i uczciwość są plastikowe kieszonki z gazetami, przyczepione do prawie każdego słupka w mieście. Za pobraną gazetę miejscowi uiszczają opłatę w niewielkiej kwocie 2 euro, wrzucając ją do "skarbonek" przyczepionych do kieszeni. Robią to choć na upartego nie muszą bo gazety nie są zamknięte. Może jestem człowiekiem małej wiary, ale uważam, że nasza polska mentalność nie pozwoliłaby na zaistnienie takiego rozwiązania u nas w kraju. Może za parę lat...
A na koniec taki smaczek - wiedeńskie wystawy sklepowe. Dominujący styl sklepowych witryn to "mydło i powidło", choć nie zabrakło również pełnej awangardy, czyli okulary prezentowane na szczotkach miotły.
Wiedeń obfituje w liczne zabytki, muzea, kościoły i atrakcje, których nie sposób zwiedzić w przeciągu jednego dnia, a my właśnie takim czasem dysponowaliśmy. Zatem nie mam najmniejszej wątpliwości, że jeszcze wrócimy do stolicy Austrii i zimą i latem, żeby móc w pełni poznać to piękne miasto we wszystkich jego odsłonach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz